2008/10/26

ODC 4 - nieoczekiwanie najbardziej nieoczekiwany drugi wpis roku

Zebranie było nudne.
W służbach "cisza spokój". W gazetach nic interesującego. Przez kwadrans dominowały głupie dowcipy i krowa Malwina (l. 5), którą zdaniem "Obrazów" porwała trąba powietrzna po czym bezpiecznie desantowała kilka kilometrów od macierzystej zagrody.

Niestety do Mamyszaka też nie można było zadzwonić i to jeszcze co najmniej do 13stej. Między 11stą a 13stą jadał u swej Bogdany "bogdanki" Mosiądz śniadanie. Kto wie na czym polegało? Nie było to istotne. Ważniejsze zaś to, że przerwa w śniadaniu wkurwiała Mamyszaka niemiłosiernie, tak ze potem nie był w stanie współpracować z nikim. Tym bardziej "nie był w stanie" jeśli chodziło o osobę, która śniadanie przerwała.
Bogdanka, była kobietą podejrzanego pochodzenia. Najpewniej jeszcze kilka lat wcześniej regularnie spacerowała po Pędzichowie, ale odkąd zainteresował się nią Mamyszak zapadła się pod ziemię. Tzn. nikt jej nie widział. Nie wiedziano gdzie mieszka, ani jak się z nią skontaktować. tak powtarzała cała komenda. I coś w tym było, bo że kobieta istnieje wszyscy byli pewni. W końcu kilku z nich widziało, jak po obławie Mamyszak zapraszał ją do pokoju na przesłuchanie. Trwało wyjątkowo krótko i potem już nikt nigdy nie słyszał, by ta gruzinka, armenka albo inna kaukaska kurwa, pojawiła się zarówno na komendzie jak i w starym punkcie na Pędzichowie. Wtedy też Mamyszak rozpoczął swoje słynne przerwy śniadaniowe.



- No to gadajcie Fleischman co z tym Ukleją? - westchnął Zaleski, przesuwając notatki w jego kierunku.
- Na razie oficjalna wersja brzmi: zginął w wypadku. Każdy policjant wie, że to nieprawdopodobne. Na pewno możemy zawalczyć i na jutro mieć wstępne potwierdzenie w badaniach policyjnych biegłych, że ktoś pomógł w wypadku. O sprawcach na pewno nie dziś i nie wiadomo kiedy, bo to prawdopodobnie kara dla Uklei od jednej z grup, dla których robił "ekspertyzy prawne" - wystrzelał nadzwyczaj szybko i sprawnie Fleischman. - Będzie hicior jak nam potwierdzą, że nie zginął w wypadku, tylko wcześniej. A jeśli będziemy to mieć, to jako jedyni - uzupełnił.
- Jakieś foto poproszę - steknął Stanlej. - Mam nadzieję, że chłopaki coś nocą zrobili, bo wypadałoby to stawiać na czoło - sierował się w stronę Jureckiego, fotografa, z którym pracował już z 16 lat.
- Mamy tylko jak leży w worze i pozbierany już niestety porządnie samochód. Dojechali dopiero po 30 minutach - sucho relacjonował Jurecki.

Brak komentarzy:

O mnie

niczego się na razie nie dowiecie...